OPOWIADANIE - W leśnej głuszy stała chatka...
SS-NG #29 MARZEC 2005






"Waydack"
    Trudno było powiedzieć jak długo Milena była zamknięta w tej chatce. Kiedy ostatni raz widziała swoje dzieci i męża była połowa sierpnia, teraz patrząc przez okno widziała lekko pożółkłe liście, część z nich zdążyła opaść na ziemię.


  


A więc półtora, dwa miesiące, może nawet więcej, pomyślała i spojrzała na termometr, który wskazywał siedem stopni. Tak jak każdego ranka zastanawiała się jak daleko jest od domu i jak blisko jest jej rodzina, która na pewno jej poszukuje. Może wreszcie ktoś trafi na ślad tej leśniczówki, żyła tą nadzieją każdego dnia od chwili kiedy została porwana. Dzięki Bogu do tej pory porywacz nic jej nie zrobił. Tak naprawdę nic od niej nie chciał. Jego zachowanie było o tyle nielogiczne, że zamknął ją w tej chatce, karmił, rozmawiał, pocieszał. Milena nie zauważyła po nim najmniejszego śladu zdenerwowania, nawet wtedy kiedy próbowała uciec. Właściwie to tamtego dnia uratował jej życie. Wymknęła się wczesnym rankiem do lasu i zabłądziła. Spędziła cały dzień szukając jakiejkolwiek drogi. Była głodna, zmęczona, bolały ją nogi. I kiedy już zrobiło się ciemno on ją znalazł, owinął swoją kurtką i zaprowadził z powrotem do swojego domu. Nie rozumiała go, nawet się nie starała. Po prostu żyła razem z nim w tym drewnianym domku, pośrodku dziczy gdzie nigdy nikt nie zachodził, a jedynymi sąsiadami były ptaki i żmije schowane pod liśćmi opadającymi z drzew. Milena tego ranka postanowiła coś zrobić. Byle co, aby tylko nie siedzieć bezczynnie wpatrując się w okno i oczekując pomocy. Hubert, bo tak miał na imię jej porywacz jeszcze spał. Nie przejmował się tym, że Milena może wyjąc z szuflady nóż i go zadźgać. Miał tą przewagę, iż wiedział, że bez niego dziewczyna nie przeżyje. Co jakiś czas zostawiał ją samą i wyruszał na piechotę w miasto by uzupełniać zapasy jedzenia. Czasami miała ochotę iść jego tropem i wydostać się z tego przeklętego lasu jednak zbyt bardzo obawiała się tego, iż znów zabłądzi i tym razem jej oprawca jej nie znajdzie. Dziewczyna ruszyła do małej kuchni. Włożyła do pieca kilka szczapek drewna i kawałek papieru, który podpaliła. Po chwili ogień słabo zamigotał po czym zaczął otaczać drewno. Kilka minut później Milena wzięła czajnik i wlała do niego wodę, którą Hubert wydobywał z małej studzienki własnej roboty. Postawiła czajnik na rozgrzewającej się płycie. Kiedy jej wróg się obudził miał przed sobą prowizoryczną tacę a na niej kubek z gorącą herbatą i talerz z sucharami posmarowanymi masłem i przykrytych starannie pokrojoną mielonką z puszki.
- A to za co? – zapytał.
- Podano do stołu – uśmiechnęła się i wręczyła mu tacę.
- Dzięki śliczne – odpowiedział i zaczął wcinać chrupiące suchary mrucząc pod nosem- Częstuj się.
- Nie dziękuje, nigdy nie jem tak wcześnie rano. Chyba to zdążyłeś zauważyć przez te wszystkie tygodnie – tym razem uśmiech zniknął z jej twarzy. Hubert widząc to starał się obrócić wszystko w żart.
- Mam nadzieje, że nie dosypałaś niczego do tej mielonki.
Milena wybuchnęła śmiechem. Hubert zaczął się śmiać razem z nią jednak nawet nie zauważył kiedy jej śmiech przerodził się w płacz. Kiedy wreszcie ogarnął iż dziewczyna wcale się nie śmieje, lecz smutno zawodzi odstawił tacę i przysunął się do niej.
- Ej, Milena, co się dzieje?
- Dlaczego to robisz? Dlaczego zabrałeś mnie tutaj i nie chcesz wypuścić?
Mężczyzna milczał. Nie zadawała mu tego pytania dosyć często, była tu już prawie dwa miesiące i na początku faktycznie jej próby wymuszenia nad nim odpowiedzi zdarzały się kilka razy na dzień lecz teraz kiedy on się nie odzywał ona wiedziała, to oznacza że nic jej nie powie.
- Uspokój się – szepnął i próbował ją przytulić.
Jak wtedy w lesie, kiedy ją znalazł głodną i wyczerpaną. To właśnie wtedy po raz pierwszy przytuliła się do swojego wroga. Z pośród tych wszystkich otaczających ją koszmarów za obrońcę wybrała tego najgorszego, który przeniósł ją do tego odludnego świata.
- Odpowiesz mi kiedyś dlaczego? – spytała rozczarowana, że zbył ją i tym razem – W jakim celu mieszkam tutaj razem z tobą? Co chcesz przez to osiągnąć? – pytała.
- Uspokój się – powtórzył lecz ona wpatrywała się w niego tymi dużymi załzawionymi niebieskimi oczami i żądała by jej powiedział.
- To nie ma sensu Hubert, trzymasz mnie już tyle dni i dalej nie wiem czego od mnie chcesz. Kiedy wreszcie będę wiedziała?
Hubert powrócił do śniadania. Milena popatrzyła na niego z wielkim rozczarowaniem, po czym wstała z łóżka i weszła do swojej sypialni. Znów zaczęła oglądać przez okno pierwsze odznaki umierającej przyrody.
- Ciepłe popołudnie – głos Huberta obudził ją z rozmyślań. Cały czas patrzyła w okno i obserwowała spadające liście. Jej porywacz usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się w jej profil – Mówiłem ci już, że jesteś bardzo ładną kobietą?
Milena starała się go nie słuchać. Pomóc miał jej w tym gniew ale minęło tyle czasu, że gdzieś go zgubiła po drodze. Dzisiaj, w te jesienne popołudnie po raz pierwszy przekonała się, że już nie potrafi się gniewać. Wcześniej nienawidziła Huberta, teraz nie potrafiła na niego być nawet zła. Czas leczy ale i zabija, pomyślała i popatrzyła na swojego wroga. Był lekko łysiejącym mężczyzną po trzydziestce, o sympatycznej prostokątnej twarzy pokrytej lekkim zarostem. Hubert miał mały śmieszny nos i szerokie usta co nadawało jego twarzy specyficznego wyglądu. Pogodne piwne oczy nigdy nie traciły swojego blasku. Tak, posiadały swój własny blask, Milena dawno to zauważyła lecz dopiero niedawno uświadomiła sobie że ten blask nadaje Hubertowi pewnej wzniosłości.
- Jesteś głodna? Ugotowałem gulasz – powiedział i próbował ująć jej dłoń.
Odsunęła się. Mężczyzna spojrzał na nią. Wiedział że rano znowu doprowadził ją do łez ale sama sobie była winna i dobrze o tym wiedziała. Przez te tygodnie powinna się nauczyć iż Hubert nie odpowiadał na pytania. Żadne.

- Dlaczego mi nie chcesz powiedzieć Hubert – znowu zaczęła – Tyle już tu jestem i każdego dnia kiedy się budzę zadaje sobie pytanie dlaczego mnie tu więzisz? Jaki masz w tym cel?
- Ugotowałem gulasz, chcesz?
- Słyszałam co ugotowałeś. Powiedz mi wreszcie do cholery o co chodzi? Co masz zamiar ze mną zrobić? – popatrzyła w jego świecące oczy jednak nie zobaczyła w nich żadnej niepewności lub zawahania. On nigdy nie odpowie.
Hubert wstał odwrócił się i przez ramię powiedział
- Jak się zdecydujesz to poproś, nie lubię jak jedzenie się marnuje.
Milena oparła głowę o poduszkę. Tyle dni, tyle godzin i wciąż nic nie wiedziała. W myślach wybiegała w przyszłość. Co dalej z nią będzie, ile jeszcze będzie musiała mieszkać pod jednym dachem z porywaczem, kiedy wreszcie zobaczy swoje dzieci i męża? Jaki to będzie miało koniec? Wieczorem, kiedy dalej leżała przytulona do poduszki on przyszedł z talerzem gorącego gulaszu.
- Cały dzień nic nie jadłaś. Proszę, może to ci poprawi nastrój. - Takie tłuste jedzenie na noc? Wybacz dbam o linie – zażartowała z sarkazmem. Zapach gorącej potrawy spowodował, iż zaburczało jej w brzuchu.
- O, chyba ktoś naprawdę przymiera głodem!
Oboje się zaśmiali po czym zaczął ją karmić. Wbijał na widelec kawałki mięsa namoczonego w sosie i wkładał go do jej ust. Jadła szybko, nawet nie mogąc zdążyć podelektować się smakiem myśliwskiego gulaszu. Kiedy talerz opróżniał, Hubert poszedł go odłożyć i po chwili wrócił z butelką wina.
- Gdy byłem ostatnim razem w mieście pomyślałem że przyda się na takie jesienne wieczory jak ten – powiedział a ona uśmiechnęła się na widok specjału.
- Lubię czerwone wino – szepnęła i poczekała aż Hubert naleje je do kubków – Choć przydałyby się lampki.
Mężczyzna wzruszył ramionami po czym podał jej alkohol. Zaczęli go sączyć powoli, delikatnie, upajając się gorzkim smakiem. Nie pytała go o to co pragnęła usłyszeć od pierwszego dnia niewoli. Po prostu ten wieczór postanowiła spędzić tak jakby nigdy nic się nie stało. Nie rozmawiali o swojej przeszłości, rodzinie, pracy. Wszystko po to by uniknąć drażliwych wspomnień.
- Jaki typ kobiet ci się podoba? – zapytała chichocząc pod nosem. Hubert lekko się zarumienił.
- No praktycznie wszystkie ładne – odrzekł lekko speszony.
- Jesteś nieśmiałym facetem, to widać – stwierdziła a on przybrał barwy wina, które właśnie pił – I tak słodko się czerwienisz.
- Nie czerwienie, to od wina. Ciśnienie. I nie jestem nieśmiały.
- Doprawdy? To dlaczego taki przystojniak nie ma jeszcze dziewczyny? – spytała choć zaczęła się obawiać, że Hubert odbierze to jako kpiny z sytuacji, w jakiej się znaleźli.
- Nie spotkałem jeszcze tej właściwej, myślę że to dobre wytłumaczenie – czuł na twarzy gorący płomień. Wiedział, że czerwona skóra nie zejdzie dopóki Milena nie przestanie zadawać takich pytań.
Milena pokiwała ze zrozumieniem głową. Miała go w garści.
- Jestem tu już dobre osiem tygodni a jakoś nie widziałam byś nawiązywał kontakty seksualne. Długo potrafisz wytrzymać? – zapytała a mu w przełyku stanął potężny haust wina, którego o mało nie wypluł.
- Co wytrzymać? Bez seksu? Chyba tak.
- A nigdy nie miałeś ochoty ze mną pobaraszkować? Tylko szczerze!
Hubert trzęsącą ręką odstawił na bok swój kubek z winem.
- Chyba jesteś pijana Milena, co nie? – bronił się, jednak ona wpatrywała się w niego rozbawionymi oczami.
- No odpowiedz! Przecież jestem bezbronna, możesz ze mną zrobić wszystko co zechcesz.
- A chcesz? – jego głos drżał. Podobnie jak całe ciało.
- No to powiedz jak wytrzymujesz Hubert? – zmieniła szybko temat – Onanizujesz się jak śpię i cię nie widzę? Bo przecież trudno utrzymać hormony na wodzy, prawda?
- Ja słyszałem, że kobietom chce się bardziej niż mężczyznom – rzekł a ona położyła rękę na jego kolanie.
- Może...
Hubert poczuł, że ma twardo w spodniach. Wiedział że nie trudno to zauważyć Milenie.
- Jedna niezobowiązująca noc? – zapytał.
Nie odpowiedziała. Pochyliła się do przodu i go pocałowała. Potem on ją. Potem razem. Wbił zęby w jej ucho, potem zjechał niżej ku szyi oddychając gorąco w jej szyję i doprowadzając tym samym do cichych pomruków zadowolenia. Rozpięła mu rozporek a on zdjął jej bluzkę. Złapał duże jędrne piersi i zaczął je gnieść o siebie, ściskać w dłoniach, całować sutki. Jej jęki zdawały się być coraz głośniejsze. Gdy włożył rękę w jej majtki zaczęła głośno wzdychać, złapała go do za włosy i przyciągnęła do siebie. To miała być długa szalona noc. dobry adwokat lodz sprawy rozwodowe
Pukanie w okno zbudziło Milenę z mocnego snu. Leżała naga, zawinięta kocem tuż obok Huberta. Ktoś zapukał kolejny raz. Teraz już wiedziała, że jej się nie zdawało. Odwróciła głowę i zobaczyła w oknie twarz mężczyzny, który patrzył na jej nagie plecy z lekkim wstydem ale i zachwytem. Dziewczyna zerwała się z łóżka jak błyskawica nie zwracając uwagi na to, iż jegomość w oknie widzi ją w stroju Ewy. Podniosła z ziemi majtki i włożyła je nie patrząc nawet czy zakłada je na dobrą stronę. Potem ubrała spodnie i bluzkę. Boże, żeby tylko drzwi były otwarte. Niestety jej modlitwy nie zostały wysłuchane. Drzwi wyjściowe były zamknięte na klucz. Gdzie on trzyma klucze? Gdzie? Popatrzyła na jego spodnie leżące na brzegu łóżka. Na palcach podeszła i zaczęła grzebać w kieszeniach. Znalazła za pierwszym razem. Popatrzyła na Huberta. Miał otwarte oczy.
- Milena, co ty robisz?
Pędem ruszyła do drzwi. Zdezorientowany porywacz stoczył się z łóżka i w chwili kiedy ona mocowała się z zamkiem ten założył spodnie.
- Milena, co ty...
Otworzyła drzwi i wybiegła na zewnątrz krzycząc
- Pomocy! Pomocy! Niech mi pan pomoże!
Hubert wyjrzał za okno i zobaczył otyłego mężczyznę w zielonym stroju khaki, który z przerażeniem patrzył na krzyczącą dziewczynę. Milena dobiegła do mężczyzny. Ten stał osłupiały i patrzył na nią nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa
- Niech mi pan pomoże, błagam! Zostałam porwana! Przetrzymuje mnie szaleniec!
- Proszę się uspokoić! – krzyknął w jej twarz nieoczekiwany wybawca – Co tu się dzieje?
- Nazywam się Milena Wojtaszek, jestem z Warszawy! Błagam, niech mi pan pomoże! On mnie porwał i trzymał w tym lesie!
- Kto panią porwał?
- On! – wskazała palcem na Huberta.
Wyszedł na próg i ze spokojem przyglądał się scenie.
- Milena, wracaj do domu. Przeziębisz się – powiedział nie zwracając uwagi na nieznanego przybysza.
- Błagam, niech mnie pan nie zostawia – przytuliła się do masywnego ramienia mężczyzny.
- Czy to co mówi ta pani jest prawdą? – spytał przybysz Huberta.
Ten podrapał się po głowie, chwilę pomyślał po czym rzekł.
- Niech się pan zastanowi, czy ta pani spała by rozebrana w jednym łóżku z porywaczem? Chyba nie? – Hubert uśmiechnął się patrząc z troską na Milenę – Wracaj do domu kochanie.
- Nie mów tak do mnie – syknęła.
- To co się stało między nami dzisiaj w nocy było piękne. Chcesz tak to po prostu zostawić? – z jego twarzy wciąż nie znikała troska.
- Mam męża i dzieci psychopato. Odczep się od mnie – teraz zwróciła się do swojego wybawcy – Proszę mnie stąd zabrać, błagam pana!
- Nic z tego nie rozumiem. Gdy wrócę do siebie powiadomię nadleśnictwo, że mieszka pan w tym lesie nielegalnie! Ta chatka nie ma prawa tu stać!
Hubert ruszył w jego stronę. Otyły mężczyzna cofnął się jeden krok, na jego twarzy pojawił się niepokój. Milena widząc to cofnęła się za niego oczekując na dalszy rozwój wypadków
- Niech pan zgłasza się gdzie chce. Proszę się odsunąć, ta pani wraca ze mną.
- Nie! – pisnęła.
- Słyszał pan co powiedziała – rzekł nieznajomy.
Hubert, który był takiego samego wzrostu jak mężczyzna w khaki, zbliżył twarz na odległość nie większą niż kilkanaście centymetrów. Zajrzał przeciwnikowi w twarz i ujrzał w jego oczach strach. Teraz już wiedział, że nie może przegrać.
- Odsuń się dziadku – powiedział po raz ostatni.
- Nie...


  


I wtedy się zaczęło. Czoło Huberta trafiło w nos przeciwnika gruchocząc go w ułamku sekundy. Milena wrzasnęła przerażona i trzema susami odsunęła się od walczących. Mężczyzna w khaki upadł na ziemię trzymając się rękami za twarz. Porywacz zamachnął się i z potężną siłą uderzył grubasa w skroń. Ten upadł jak rażony piorunem, wijąc się w drgawkach. Hubert zaczął kopać go po brzuchu. Nie słyszał jak Milena krzyczy by przestał. Kiedy przeciwnik już się nie ruszał podszedł do dziewczyny. Po raz pierwszy zobaczyła, że jest zły. Bardzo zły.
- A więc tyle dla ciebie znaczy spędzona noc? Godziny rozmów, żarty, wspólne posiłki? Tyle znaczy dla ciebie każdy kolejny dzień spędzony razem? Tyle? – pokazał na nieprzytomnego grubasa w khaki.
- Nie rób mi krzywdy Hubert! – krzyknęła przestraszona. Podszedł do niej bliżej, lecz ona się cofnęła.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego się mnie boisz? Czy nie udowodniłem ci przez te tygodnie, że nic ci nie grozi? Że jesteś bezpieczna?
- Nie jestem bezpieczna Hubert.
- Jesteś! Dbam o Ciebie, karmię, robię wszystko byś się uśmiechała. A ty dalej nie rozumiesz. Ty dalej chcesz wracać!
Milena całkowicie się rozkleiła. Zaczęła mówić głośno rycząc
- To ty nic nie rozumiesz! Jesteś szalony! Zabierasz mi życie i dajesz nowe, w zamian oczekujesz, że będę szczęśliwa, będę szczęśliwa w śród drzew w drewnianej chatce, z dala od ludzi. Bogu dziękuje, że nic mi złego jeszcze nie zrobiłeś, jestem ci za to wdzięczna, że nigdy nie byłeś mi stręczycielem i starałeś się jak najlepiej ale to za mało! JA CHCĘ DO DOMU!!!
Hubert spuścił głowę, po czym zbliżył się do niej. Już się nie cofała.
- Czy ty w ogóle cokolwiek, choć tak malutko do mnie czujesz? – spytał, lecz nie zdążyła odpowiedzieć.
-Hubert, uwa...
Gruby mężczyzna w khaki trzymając w ręku grubą gałąź zamachnął się najlepiej jak umiał. Siła uderzenia była tak potworna, że gałąź złamała się na pół trafiając w potylicę mężczyzny. Porywacz padł na ziemię nieprzytomny.
- Ty skurwysynu. Zapłacisz mi za to! – krzyknął nieznajomy i wyjął z nogawki myśliwski nóż. Zamachnął się celując w brzuch...
- Nie! Nie rób tego! – pisnęła Milena i złapała go za przegub dłoni. Ten ją odepchnął i wbił nóż w ciało Huberta. Wyjął go a z otwartej rany zaczęła sączyć się krew.
Milena patrzyła zszokowana na całe widowisko. Gruby facet nie zamierzał poprzestać na jednym ciosie. Zamachnął się by trafić Huberta w serce. Milena wstała i popatrzyła na pękniętą gałąź, która wcześniej trafiła w głowę porywacza. Chwyciła ją w dwie ręce i rzuciła się z całą siłą na przeciwnika gotowego oddać śmiertelny cios. Ostrze drewna przeszyło krtań mężczyzny w khaki. Krew trysnęła małym strumieniem brudząc na czerwono śmiercionośną gałąź i dłonie dziewczyny. Popatrzyła na zwaliste ciało osuwające się bezwładnie na ziemie, po czym ruszyła do Huberta, leżącego na ziemi z raną w brzuchu. Umiera, pomyślała po czym odwróciła się by uciec jak najdalej od tego lasu, tej chatki i dwóch trupów na ziemi. Hubert obudził się w swoim łóżku. Czuł olbrzymi ból w brzuchu, czaszka o mało nie pękła mu na pół. Na skraju łóżka siedziała Milena z kubkiem wody zaczerpniętej ze studni.
- Wreszcie się obudziłeś. Proszę napij się.
- Jesteś tu...
Milena uśmiechnęła się smutno.
- Jestem... to fakt.
- A co z tym facetem?
- Nie żyje...
- Ale jak...
- Nic już nie mów. Pij.
Hubert powoli zaczął sączyć zimną wodę z kubka. Kiedy wreszcie zaspokoił pragnienie popatrzył na swoją Milenę.
- Odpowiedz mi, dlaczego mi pomogłaś?
- Pod warunkiem, że ty odpowiesz mi na pytanie dlaczego mnie porwałeś?
Hubert popatrzył w jej duże niebieskie oczy. Leśna chatka wypełniła się przygnębiającą ciszą.
- Niech i tak będzie. Milena spuściła głowę nie chcąc patrzeć w oczy swojego wroga
- Wczoraj spełniło się moje marzenie. Moim marzeniem było to żeby ktoś mnie odnalazł i zaprowadził do rodziny. Marzyłam o tym od chwili kiedy wiozłeś mnie w bagażniku, marzyłam przez te wszystkie dwa miesiące wciąż wierząc że mój los się odmieni. Wczoraj moje marzenie się spełniło wraz z przybyciem tego faceta. Wreszcie mogłam stać się wolna. I wczoraj po raz pierwszy stanęłam przed dylematem. Czy spełnić własne marzenie i pozwolić by ten nieznajomy facet cię zadźgał czy też jednak zrezygnować z tych marzeń i uratować kogoś kogo dobrze znam i kogo naprawdę polubiłam. Wybrałam to drugie.
Uścisnęła jego dłoń. Gdyby popatrzyła mu w oczy zobaczyłaby szczere łzy.
- Dziękuje ci... - szepnął.
- Pamiętaj, że odebrałeś mi rodzinę, dom, znajomych, pracę a teraz nawet marzenia. To zobowiązuje Hubert. A teraz powiedz mi dlaczego tutaj jestem.
Hubert zacisnął zęby i wstał. Przeszukując kredens zaczął opowieść.
- To dlaczego tutaj jesteś wiąże się z pewną historią, która zdarzyła się jakieś dziesięć lat temu. Tutaj w tej chatce. Wtedy była to tylko zwykła rudera z piwnicą, ja doprowadziłem tą chatkę do jakiego takiego stanu.
Znalazł kluczyk i ruszył w stronę jednej ze ścian.
- Moja matka umarła przy porodzie, wychowywał mnie ojciec, sukinsyn. Miałem cztery latka i już wtedy musiałem sam o siebie zadbać, bo za często ten sprowadzał dziwki i poświęcał im więcej czasu niż powinien. Gdy miałem dwadzieścia lat i wciąż nie mogłem się usamodzielnić poznałem dziewczynę. Hubert zaczął macać deski.

- Pozytywna wariatka, tak ją można nazwać. To ona mnie przekonała bym nawiał razem z nią tam gdzie nas oczy poniosą. I wylądowaliśmy w tej chatce.
Milena popatrzyła na Huberta wciąż szukającego czegoś przy jednej ze ścian
- By ją doprowadzić do stanu użytkowania włamywaliśmy się do sklepów z wartościowymi rzeczami a potem je zamienialiśmy na deski, gwoździe i narzędzia. Przez kilka miesięcy udało nam się z Beatą stworzyć własny przytulny kącik.
Hubert stuknął w ścianę. Dźwięk był inny niż w innych deskach.
- I co dalej? – spytała Milena.
- Mieszkało nam się świetnie. Tyle tylko, że nie pomyśleliśmy z Beatą o zimie. Mrozy były wtedy tak ostre, że nie nadążałem palić w tym piecyku znalezionym na wysypisku. I Beata zachorowała. Zapalenie płuc.
Hubert zerwał ze ściany deskę. Potem drugą, trzecią i czwartą. Milena poczuła dreszcz na plecach.
- Gdzie jest teraz Beata? – spytała.
- Poczekaj. Hubert odsłonił stare spróchniałe drzwi.
- Beata zachorowała i niestety umarła.
- Boże...
Porywacz włożył kluczyk w stary zardzewiały zamek.
- Nie chciałem by tak po prostu opuściła ten dom. Tyle włożyła w niego serca.
- Hubert... coś ty zrobił?
Drzwi do piwnicy się otworzyły. Mężczyzna zaświecił lampkę naftową i wszedł w ciemność. Milena mimo iż nie chciała poszła za nim. Słabe światło bijące zza szkła lampy ledwo oświetliło spróchniałe schodki ubite z ziemi. W nozdrza kobiety wdarł się odór pleśni, zgniłego mięsa i kału. W gardle poczuła przedwczorajszą kolację.
- Nie... Hubert... to nie prawda.
- Beata spoczywa tutaj, na środku.
Oświetlił szkielet leżący na ziemi. Obok szkieletu mignęło jej coś co wyglądało jak...
- Hubert... jesteś szalony.
- Nie chciałem mieszkać sam w tej chatce. Ale one nie były takie jak Beatka...
Oświetlił resztę szkieletów. Część ciał nie do końca się rozłożyła, zaschłe mięso, z którego wystawały szare kości pokryta była robakami. Milena wrzasnęła, odwróciła się i ruszyła do ucieczki. Potknęła się jednak o coś leżącego na ziemi (nawet nie chciała myśleć o co). Hubert chwycił ją za ramiona i podniósł do góry. Potem przyciągnął do siebie. Dopiero teraz poczuła, że jego oddech cuchnie.
- Zostaw mnie!!!
- Ty nie jesteś jak one! Jesteś jak Beatka. Kochasz mnie, szanujesz...
- Puszczaj!!!
Puścił ją. Schodami uciekła na górę i wybiegła z chatki. Hubert wyszedł z piwnicy i zamknął za sobą spróchniałe drzwi. Po chwili wyjrzał przez okno i powiedział sam do siebie
- Wróci... one zawsze wracają.
OPOWIADANIE - W leśnej głuszy stała chatka...
SS-NG #29 MARZEC 2005